Muzyka bliżej Boga

Za nami 15. edycja festiwalu Misteria Paschalia. Odwiedzam wydarzenie już chyba trzeci rok z rzędu i muszę przyznać, że organizatorzy dbają o jakość festiwalu, utrzymując go na bardzo wysokim poziomie. W tym roku tematem przewodnim była muzyka dawnej Anglii, której patronował John Butt – profesor w katedrze Gardiner Chair of Music na Uniwersytecie w Glasgow oraz dyrektor muzyczny edynburskiego zespołu Dunedin Consort. Na program festiwalu składały się przede wszystkim kompozycje twórców angielskich (m.in. Johna Dowlanda czy Henry’ego Purcella), ale nie mogło zabraknąć także miejsca, dla najważniejszych kompozytorów epoki baroku, czyli Jerzego Fryderyka Händla i Jana Sebastiana Bacha.

Zetknięcie się z muzyką angielską w takim natężeniu, muszę przyznać, trochę mnie przytłoczyło. Surowość kościoła św. Katarzyny okazała się idealnie współgrać z surowością muzyki angielskiej, której idiom z jednej strony niesie coś osobliwego, ale z drugiej nie daje ujścia dla nadmiernej egzaltacji. W murach świątyni na koncercie Evensong: brytyjskie nieszpory brzmiały kompozycje twórców angielskich przełomu XVI i XVII w., z których część była dla mnie całkowitą nowością. Partie wokalne wykonywali śpiewacy Capelli Cracoviensis z towarzyszeniem zespołu Tercia Realidad oraz English Cornett and Sackbut Ensamble, który szczególnie zwrócił moją uwagę poprzez umiejętność wydobycia pięknej barwy i poprawnej intonacji z tych niełatwych, lecz pięknych instrumentów dawnych. Sama muzyka jednak jakby dystansowała się od słuchacza (być może wpływ na to miało także wykonanie?).

Koncert Żałobny lament, na którym wysłuchaliśmy przede wszystkim utwory Dowlanda, Purcella oraz Händla w pewnym sensie zrodził we mnie trochę inne odczucia: lamenty Dowlanda, choć również w pewnym sensie surowe i powściągliwe, okazały się głęboko przejmujące i emocjonalne. W odbiorze takim pomagał nam też pięknie i harmonijnie brzmiący zespół Marian Consort o bardzo zespolonej i ciepłej barwie. Wieczór dopełniła The ways of Zion do mourn Jerzego Fryderyka Händla, której styl, choć bardzo odmienny od pierwszej części koncertu, stworzył harmonijne uzupełnienie wieczoru. Oprócz śpiewaków pochwalić trzeba też {oh!} Orkiestrę Historyczną pod przewodnictwem Martyny Pastuszki, która świetnie prowadziła zespół, odpowiednio budując napięcie, dając czas artystom na oddech, ale też budując dramaturgię całości utworu.

Absolutnie mistycznym przeżyciem na festiwalu było wysłuchanie Pasji wg św. Mateusza Jana Sebastiana Bacha. Wykonanie całkowicie mnie oczarowało, co więcej mogę nawet powiedzieć, porwało. Koncepcja odtworzenia Pasji bez dyrygenta, a podążając jedynie za głosem narratora, okazała się być fantastycznym pomysłem – dzieło w miejscach dramatycznych nabierało tempa i potęgowało napięcie, a w miejscach kontemplacyjnych zwalniało i pozwalało zatopić się religijnej melancholii. Oczywiście, żeby taka koncepcja dzieła mogła odbyć się z odpowiednim efektem, potrzeba było zespołu o najwyższym kunszcie artystycznym i dotyczy to zarówno solistów, chóru, jak i muzyków. Największe brawa należą się dla wykonującego partię narratora Marka Padmore’a – operował on nieskazitelną intonacją i dykcją, piękną i jasną barwą, a także w pewnym sensie grą aktorską, która nadawała jego partii dodatkowej dynamiki. Co więcej – to jego kwestie nadawały reszcie zespołu charakter, więc był on też zasadniczo liderem zespołu. Fragmenty, które wzruszały mnie najgłębiej to chorały – tutti Choir of the Age of Engligtenment brzmiały pełnie, jednorodnie i przekonująco. Najbardziej dotknął mnie chorał Wenn ich einmal soll scheiden – wykonanie jego było tak przejmujące, pełne bólu, cierpienia, a jednocześnie przepełnione jakby nadzieją i pokorą, że do dziś mam ciarki na całym ciele, kiedy odtwarzam ten fragment w pamięci. To są właśnie momenty, w których muzyka przybliża nas do Boga, w których zdajemy sobie sprawę, że żadna inna sztuka nigdy nie zaniesie nas nawet w połowę tej drogi.

Ostatnio czytałam wywiad z Agnieszką Budzińską-Bennett, w którym powiedziała: Kiedy słuchamy Bacha, wiemy, że ten kompozytor każdego z nas uduchowi – choćbyśmy nie wiem, jak nie wierzyli, to w tym momencie uwierzymy.[1] – muszę przyznać, że do tej pory nie potrafiłam odnaleźć tych wszystkich emocji w muzyce Bacha. Po wysłuchaniu tego koncertu coś się we mnie zmieniło, coś się otworzyło. Muzyka przeszła przeze mnie i połączyła mnie z czymś niepojmowalnym. Za tę chwilę, którą zapamiętam na bardzo długo, dziękuję wykonawcom, ale też oczywiście organizatorom, bez których nie byłby to możliwe.

 

 

Anna Wyżga

 

[1] A. Budzińska-Bennett (w rozmowie z K. Kolinek-Siechowicz), Prawda rękopisu, „Ruch Muzyczny” 2018, nr 3, s. 34.