Chick Corea Trio w krakowskim ICE

Koncert żywej legendy zawsze budzi spore emocje, a jeśli takiej legendzie towarzyszą równie wielcy artyści, sięgają one zenitu. Nic dziwnego więc, że taki poziom ekscytacji już od samego początku udzielił się publiczności na koncercie Chick Corea Trio w krakowskim Centrum Kongresowym ICE i z każdym kolejnym utworem wzrastał.

Chick Corea jest obecny na scenie jazzowej już blisko czterdzieści lat. W tym czasie wydał ponad siedemdziesiąt albumów i zdobył dwadzieścia dwie statuetki Grammy, a wśród gwiazd jazzu, z którymi współpracował, znajdują się między innymi Bobby McFerrin, Pat Metheny, Dave Holland, Herbie Hancock. W Krakowie wystąpił w towarzystwie Eddiego Gómeza i Briana Blade’a. Gómez to wirtuoz basu, z którym Chicka łączy długoletnia przyjaźń – artyści poznali się w 1959 roku, a w 1981 roku wspólnie nagrali album Three Quartets. Kontrabasista przez ponad dekadę związany był z triem Billa Evansa, w ciągu swojej dotychczasowej kariery grał z takimi gwiazdami jak Miles Davis, Dizzy Gillespie, Gerry Mulligan, Benny Goodman, Hank Jones, Freddie Hubbard czy Steps Ahead.

Brian Blade — niekwestionowany tytan perkusji, a także kompozytor i tekściarz dołączył do Chicka Corei w 2011 roku. Blade również na swoim koncie ma współpracę z szerokim gronem artystów, takich jak Wayne Shorter, Herbie Hancock, Charlie Haden, John Scofield, Billy Childs, Joshua Redman, ale też Bob Dylan, Elvis Costello, Joe Jackson, Marianne Faithfull, Emmylou Harris czy Steve Earle.

Koncert w krakowskim Centrum Kongresowym ICE rozpoczął się od przesympatycznej zabawy Chicka z publicznością w sięgające do źródeł jazzu call and response. Artysta grał na fortepianie krótkie, dwu-, trzy-, cztero-, pięcio, sześciodźwiękowe frazy, które publiczność z zaangażowaniem powtarzała głosem. Gdy jednak dźwięków przybywało i stawały się one coraz szybsze, zabawa zakończyła się wspólnym wybuchem śmiechu. Corea jeszcze wielokrotnie w trakcie koncertu zwracał się do słuchaczy, a swoimi ciepłymi, niewymuszonymi żartami i ujmującą osobowością (czego przykładem może być selfie z publicznością) wzbudzał szczerą sympatię. Po tym pozytywnie nastrajającym wstępie zabrzmiał pierwszy utwór. Było to legendarne 500 Miles High z płyty Chicka (i jego zespołu Return to Forever) Light as a Feather nagranej w 1972 roku. Następnie zabrzmiało kilka standardów takich jak Alice in Wonderland czy nostalgiczne But Beautiful z przepięknym solowym intro Gomeza, wykonywanym arco, gdzie kontrabas brzmiał niemalże jak wiolonczela. W każdym z utworów muzycy pozwalali sobie na przepiękne niuansowanie brzmienia, każdy z nich – choć stanowi wielką indywidualność muzyczną – wsłuchiwał się w grę partnera i doskonale na nią odpowiadał. Znakomite dialogowanie artystów najpełniej wybrzmiało chyba w popularnym standardzie Irvinga Berlina How deep is the ocean.

W programie koncertu nie zabrakło także bardziej energicznych kompozycji, takich jak Humpty-Dumpty z albumu The Mad Hatter, które rozpoczęło się brawurowym wstępem Blade’a, żywe reakcje publiczności wzbudził też bass-walking w wykonaniu Gomeza.

Na bis Trio wykonało chyba najsłynniejszą kompozycję Corei: Spain, rozpoczynającą się od niespiesznie rozwijanego wstępu perkusyjnego, w którym pianista ponownie wykorzystał całkiem wysokie umiejętności wokalne publiczności. Główny temat utworu najpierw pojawił się w partii basu, by dopiero po dłuższej chwili zabrzmieć w pełni w wykonaniu pianisty.

Spotkanie trzech tak wybitnych osobowości na scenie stanowiło prawdziwą muzyczną ucztę, podczas której smakowało się każdy jej fragment. Cytując klasyka, była to wspaniała „kąpiel z fal akustycznych”, której wspomnienie pozostanie w myślach na długo.

 

Magdalena Nowicka-Ciecierska