Spring Break Showcase Festival & Conference, czyli impreza, podczas której wysłuchać możemy młodych, obiecujących zespołów, już za nami. W tegorocznej edycji, prócz Anity Lipnickiej, wystąpili także Domowe Melodie, Julia Pietrucha, Limboski czy Fisz Emade Tworzywo, co wiele mówi o nieubłaganych zasadach rynku muzycznego. Oczywiście nazwiska te mogły być jedynie lepem na konsumentów, którzy trafiwszy już na hipsterski festiwal, przez uboczne skutki kupowania drogich karnetów, wysłuchały także nazwisk mniej znanych.
A wśród nich, mam ogromną nadzieję, ktoś odnalazł jakiś dla siebie nowy muzyczny świat, nowe wrażenia i doświadczenie. I oby cieszył się ze swojego odkrycia, bo taka radość jest niezwykle budująca. Może dzięki tej radości ktoś, zamiast kupić trzy kolejne festiwalowe piwa, kupi Ep-kę niezdrowo chudego i nikomu nieznanego wokalisty? Albo, chociaż wesprze słowem, rób tak dalej — powie. I ten ktoś będzie robił tak dalej, a kiedyś dostrzeże to bogatsza publiczność i wtedy on będzie dyktował warunki. Wkrótce po pierwszym milionie na Youtube znów zagra na Spring Breaku, ale wówczas nie będzie go słuchać 20 na wpół pijanych i 20 na wpół znudzonych słuchaczy. Będzie za to czytał — jeśli odwoła swój koncert z powodu grypy — komentarze zrozpaczonych wielbicieli, którzy kupili cały karnet po to, by wysłuchać właśnie jego.
I będzie grał podczas kolejnych edycji, na tym festiwalu promującym nieznane, dobrze zapowiadające się zespoły, z przeczuciem spełnienia dobrej roboty. Bo przecież warto wspierać młodych. Bo ludzie, a jakże, chociaż przyjadą posłuchać właśnie jego, być może przez przypadek zakochają się w kimś mniej znanym. I może poklepią tego kogoś po plecach, albo nawet wyciągną 20 zł, zabierając ze sobą nagrane na krążku pół roku jego pracy. I może ten ktoś się nie zniechęci i może kiedyś wystąpi na Spring Breaku przed kilkutysięczną publicznością, która przyszła na festiwal promujący tych nikomu nieznanych.
Aleksandra Bliźniuk