Nie ma sensu mówić o ważnych rzeczach w nieciekawy dla czytelnika sposób

Wywiad z Sheilą Hayman — pisarką, producentką i reżyserką filmową BBC, laureatką nagrody BAFTA, prapraprawnuczką Fanny Mendelssohn.

Rozmawiały Olena Prokhorets i Magdalena Nowicka-Ciecierska.

Pani działalność obejmuje wiele obszarów: pracę nad dokumentami filmowymi, działalność terapeutyczną, pisanie artykułów i książek, a także prowadzenie kulinarnego bloga. Poprzez którą z tych działalności najpełniej wyraża Pani siebie? Co jest Pani najbliższe?

Myślę, że najbliższe są mi filmy, ponieważ praca nad nimi łączy moje ambicje, talenty, zainteresowania. Jestem wówczas jak amazonka na polowaniu, wyruszam po zdobycz – po mój materiał, zdobywam go i wracam do mojej jaskini — pracowni. Następnie, podobnie jak podczas gotowania, miksuję różne składniki i tak powstaje film. Lubię ten moment oczekiwania na dzieło, nad którym pracuję. Z drugiej strony bardzo trudno jest przekonać telewizję, by zapłaciła za taką produkcję, ponieważ filmy dokumentalne nie są dziś modne. Takie działania mogą być bardzo frustrujące i pochłaniają dużo czasu. Teraz jest mi łatwiej, ponieważ mam własną kamerę i sama jestem sobie szefem. Często pracuję nad krótkimi filmami dla muzyków, oczywiście oni nigdy nie mają pieniędzy, co bardzo ogranicza realizację pomysłów. W pisaniu nie pojawiają się takie zewnętrzne przeszkody, możesz stworzyć, co tylko chcesz. Nawiązując do pytania — lubię także piec ciasta.

Ma Pani duże doświadczenie w tworzeniu i realizowaniu scenariuszy filmowych. Czy nadal pojawiają się w tej pracy sytuacje, których się Pani obawia, albo których nie lubi?

Tak, oczywiście, zawsze stresuję się przy tworzeniu nowych projektów. Pracuję również charytatywnie z osobami, które przeżyły traumę — wspólnie piszemy, robimy z nimi filmy. Niestety charytatywność staje się bardzo biurokratyczna, trzeba przestrzegać wielu procedur, często nie mogę robić tego, co bym chciała i to jest irytujące. Mam też projekt pt. „Media Lab”, gdzie porównuję różnice między zwierzętami i maszynami – to jest ogromnie ważny przedmiot, czasem nie zastanawiamy się, że jesteśmy częścią natury. Trudnością jest poszukiwanie formy dla danego tematu, ale to przekaz jest najważniejszy, jeśli go znajdziesz, znajdziesz również formę.

Tworzenie niektórych filmów, tak osobistych, jak film, nad którym pracuję teraz – o Fanny Mendelssohn, jest bardzo przejmujące. To wspaniała historia, pragnę w tej produkcji pokazać elementy, które nie są tak oczywiste w sensie narracyjnym. I to stanowi prawdziwe wyzwanie.

Jest Pani mistrzem opowiadania historii, czy musiała się Pani tego uczyć?

Myślę, że jest to cecha, z którą człowiek się rodzi. Moja rodzina łączy dwa różne domy. Ojciec – matematyk, Żyd niemieckiego pochodzenia, bardzo emocjonalny, nieco dziecinny, z obsesją na swoim punkcie, ale zarazem artystyczną, kreatywną duszą. W gruncie rzeczy jest bardzo ciepłym człowiekiem. Natomiast moja matka pochodzi z zupełnie innej kultury, dość purytańskiej, bardzo angielskiej. Interesowała ją geografia, nauka, muzyka. Kochała, fakty, nie historie. Czytała tylko książki detektywistyczne, ponieważ zawierały one łamigłówki. Kiedy byłam bardzo młoda, opowiadałam mamie pewną historię, długo kształtowałam ją w swojej głowie, tak aby naprawdę przyciągała uwagę i kiedy już prawie dotarłam na szczyt swojej opowieści i sugestywnie opisywałam okoliczności zdarzenia, moja matka powiedziała: „Nie, to nie była środa” i… wszystko zepsuła. Dla niej liczyły się przede wszystkim fakty. Natomiast ja zawsze posiadałam impuls i chęć do opowiadań.

Kiedy była Pani na początku swojej drogi, miała Pani pomysł na siebie i jasną wizję tego, jak Pani kariera będzie wyglądać?

Byłam bardzo nieśmiałą, dość niespokojną osobą i nie potrafiłam wyobrazić sobie tego wspaniałego życia, które mogłabym mieć. Myślę, że ludzie, którzy są pewni siebie wiedzą, że ich życie może być niesamowite, mają marzenia i za nimi podążają. Pochodzę z bardzo akademickiego środowiska, chciałam zadowolić moich rodziców, więc dostałam się na dobry uniwersytet, zrobiłam kurs akademicki. Miałam ogromne szczęście, że dostałam pracę w BBC, co nie zależało od wyników moich egzaminów. Od tej pory zawsze staram się słuchać mojej intuicji, podążając za tym, co sprawia mi radość. Trzeba dostrzec, co sprawia, że jesteś szczęśliwy i starać się to robić poprzez swoją pracę.

Gdzie uczyła się Pani sztuki reżyserskiej?

Byłam dobrze wyszkolona w BBC. W tamtych czasach kręciliśmy film (dawno temu!), który był niezwykle kosztowny, więc musieliśmy starannie zaplanować nasze historie i opowiedzieć je za pomocą obrazków. Myślę, że to doświadczenie pozostało ze mną, zawsze szukam obrazów, za pomocą których uda się podsumować historię lub charakter. W filmie “Mendelssohn, The Nazis and Me” mieliśmy tak mało czasu i pieniędzy, że wszystko zostało zrobione „w locie”, ale na szczęście mój operator był bardzo wrażliwy i mogłam skierować jego uwagę w stronę elementów, które chciałam realizować. Na przykład, dużo czasu straciliśmy na dziesiątki zdjęć wszystkich gazet, na sekwencję dotyczącą poszukiwań zaginionego przodka, ale udało mi się podkreślić ujęcia w szkole; samotne dziecko na placu zabaw, grupa uczniów podążająca za zakonnicą wzdłuż korytarza itp. W sekwencjach „Midsummer Nights Dream” poprosiłam go, aby szukał elementów, które wydawały się magiczne lub ukryte i znalazł odbicia w stawie, szelest liści.

Zdjęcie z Sheilą Hayman i Aleksandrem Laskowskim, fot. Magdalena Rodziewicz (NIFC)

Czy ma Pani ulubione filmy dokumentalne poświęcone muzyce?

Najlepsze tego typu produkcje, które znam, są dość stare; jeden o Herbercie von Karajanie autorstwa Johna Bridcuta, a drugi o Bernsteinie, reżysera nie pamiętam, oba powstały dla BBC. John Bridcut jest dobrym przykładem starej szkoły BBC, jego filmy warto oglądać. Lubię także dokumenty Laury Poitras.

Wspominała Pani, że czytając teksty krytyków muzycznych, zwraca Pani uwagę przede wszystkim na indywidualny styl pisania i na osobowość autora.

Tak, moim ulubionym krytykiem muzycznym jest Alex Ross z “The New Yorkera”, uważam go za niesamowitego pisarza. Polecam przeczytać jego książkę The Rest is Noise. To ogromny tom, zawiera dużo tekstów i chociaż zapomniałam je już prawie wszystkie, napisana jest naprawdę fantastycznym piórem. Niesamowite, że ktoś może pomieścić tyle wiedzy w swojej głowie i zarazem umieć przedstawić ją w tak atrakcyjny sposób. Uważam, że nie ma sensu mówić o ważnych rzeczach w nieciekawy dla czytelnika sposób. Być w stanie go zainteresować — to prawdziwa umiejętność.

W środowisku muzycznym od dawna toczy się dyskusja na ten temat. Niektórzy krytycy uważają, że należy być maksymalnie obiektywnym w podejściu do analizowanego tematu i mieć dystans w stosunku do własnego zdania.

Myślę, że kiedy analizujesz utwór muzyczny, możesz być obiektywy, ale kiedy piszesz o koncercie, powinieneś potraktować ten opis subiektywnie, jak sprawę bardzo osobistą. Chodzi o związek między Tobą a dziełem i dzielenie się Twoją reakcją z audytorium. Dla wielu ludzi zdepersonalizowane zdanie jest bardzo odpychające.

Zdradziła nam Pani pomysł na swoją karierę w przyszłym życiu. Będzie Pani dyrygentką chóru dziecięcego.

Oh, tak (śmiech), uwielbiam dzieci i muzykę. Zawsze byłam bardzo dziecinna, kiedy bawiliśmy się z dziećmi, to właśnie ja inicjowałam różne zabawy. No a muzyka ma wprowadzać radość do naszego pełnego złych rzeczy świata. Ponadto małym dzieciom obcy jest snobizm, dla nich nie istnieje różnica między Bachem a Beyonce, dla nich to wszystko stanowi muzykę i mi to bardzo odpowiada. Chciałabym pomóc im pozostać otwartymi, napełniać ich radością śpiewu, to byłoby wspaniałe.

Dziękujemy za rozmowę!

—-

*Rozmowa odbyła się 27 sierpnia  w Warszawie podczas Warsztatów Krytyki Muzycznej zorganizowanych przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina i Fundacje Meakulatura przy Festiwalu „Chopin i jego Europa”. Sheila Hayman była gościem warsztatów.

Sheila Hayman, fot. Magdalena Rodziewicz (NIFC)